piątek, 7 czerwca 2013

#5 Przed siebie...

♫♫♫

Obudziłam się w szpitalu, ale Niall'a obok mnie nie było. Nie pozwolili mu? A może wolał mnie nie widzieć? Po co ja to zrobiłam? Nie chciałam umrzeć. Sprawiłam sobie tylko ból. Teraz leżę w jakimś chłodnym szpitalu sama jak palec. Nawet nie wiem co się stało z moim aniołem. Miał przy mnie być. Nie zostawiać nawet na moment. Czy nikomu nie mogę już ufać? Jestem aż tak beznadziejna, że nikt ze mną nie chce zostać na dłużej? A może on był tylko złudzeniem? Może to wszystko to koszmarny sen? Obudzę się na kanapie w salonie, a tam będzie Patty i Andy? Co ja wygaduję. To wszystko bez sensu. Wychodzę stąd. Po co mi ta igła w ręce? Przeżyję bez tego. Wyrwałam wenflon razem z plastrami. Powoli usiadłam na łóżku. Moje żebra sprawiały mi okropny ból, a bandaże krępowały ruchy. Zacisnęłam zęby i powoli zsunęłam się na ziemię. Uklęknęłam i schyliłam się pod łóżko w poszukiwaniu butów. Wyciągnęłam je i ostrożnie wsunęłam na bose stopy. Wspierając się o łóżko stanęłam na nogi. Już nic mnie nie obchodziło. Anioł wyparował, pora i mi zniknąć. To chyba ten czas. Nie chcę tkwić w szpitalu jak kaleka. Nie jestem umierająca. Wypełzłam na korytarz. Biel panująca tam wręcz raziła w oczy. Rozejrzałam się-nikogo nie było. Cisza panująca w tym miejscy budziła zgrozę. Ruszyłam przed siebie. W stronę drzwi z napisem EXIT. Były na samym końcu korytarza. Muszę przyznać, że każdy krok był dla mnie nierada wysiłkiem. Obraz przed moimi oczyma był jakby za mgłą. Poczułam ucisk pod żebrami. Moje nogi zadrżały pod ciężarem mojego ciała. Miałam problemy z wzięciem oddechu. Organizm odmawiał posłuszeństwa. Nie byłam w stanie się ruszyć. Usłyszałam przyśpieszone kroki. 

-Kayla! Co ty wyprawiasz?!- Chc​iałam odwrócić się w stronę, z której dobiegał krzyk. 
Odczułam potworny zawrót głowy. Ból sparaliżował moje ciało. Straciłam kontrolę nad moim ciałem. Odpłynęłam w tył. Jego ramiona uchwyciły mnie w ostatniej chwili. 
-Pomocy! Szybko! Pomóżcie mi!- Słyszałam jego roztrzęsiony głos. Nie widziałam nic prócz białej strugi światła. Po chwili usłyszałam kilka niewyraźnych szmerów. Wylądowałam na materacu. Gruba igła przekłuła mój nadgarstek. Syknęłam z bólu i zacisnęłam powieki. Poczułam jak jego dłoń ściska moją. Poczułam się pewniej. Uchyliłam powieki. Na nadgarstku miałam wenflon, a do niego przymocowaną kroplówkę. 
-Po co to? -Wyszeptałam z trudem.
-Lekarstwo. Wzmocni cię tak, żebyś mogła wyjść jutro rano. -Pogłaskał mnie po ramieniu. 
-Myślałam, że mnie zostawiłeś.-Spuś​ciłam wzrok, nie chciałam żeby na mnie patrzył.
-Nigdy bym cię nie zostawił. Będę zawsze przy tobie, mój aniele. -Poczułam jak delikatny rumieniec wypływa na moje policzka. 
-To ty jesteś aniołem.- Spojrzałam w jego błękitne oczy i uśmiechnęłam się delikatnie. Nachylił się w moją stronę, delikatnie dotknął mojej twarzy i musnął usta. Chciałam go pocałować, ale za bardzo bałam się angażować. Odwróciłam głowę, aby nie całował mnie więcej. Rozczarowany spuścił głowę. Nastąpiła niezręczna cisza, którą przerwała wchodząca do sali pielęgniarka. Niall natychmiast się wyprostował.
-Mogłabym Pana prosić?-Skinęła głową w stronę chłopaka. 
-Oczywiście.-Wys​zedł zostawiając uchylone drzwi. 
Zamarłam wytężając słuch. Wiedziałam, że będzie mowa o mnie. 
-Jutro będzie mogła wyjść do domu, ale mam do Pana kilka ważnych wiadomości. 
-O co chodzi?-W jego głosie dało się słyszeć zakłopotanie.
-Kayla ma depresję. Nasz psycholog chciał z nią rozmawiać, ale spała. Była niespokojna. Powtarzała "Boję się, nie zostawiaj mnie". Lekarz przepisał jej leki uspakajające, ale to nie wszystko. Potrzebne jest jej wsparcie. Proszę się nią zaopiekować. 
-Postaram się nie zawieść. -Jego głos i tym razem zdradzał strach i zakłopotanie.
Wszedł do sali pewnym krokiem i uśmiechem na twarzy. Śmiały się tylko usta, oczy były smutne. Usiadł na brzegu łóżka i pogładził mnie po ręce. 
-Jestem dla Ciebie kłopotem. -Stwierdziłam odsuwając dłoń. 
-Co takiego? Nigdy nim nie byłaś. Jesteś dla mnie najważniejsza. Jesteś dla mnie jak promień słońca, dla którego warto wstać i iść przed siebie.Nie zostawiłbym cię teraz nawet jakby miało od tego zależeć życie milionów innych osób. Będę cię bronił jak lwica swoich młodych. Chronił lepiej niż rządowi żołnierze. Będę jak prywatna kamizelka kuloodporna. Przyjmę na siebie wszystkie ciosy skierowane w twoją stronę. Kocham cię. -Próbowałam powstrzymać łzy, ale nie byłam w stanie kiedy po jego policzku spłynęła łza. Wyciągnęłam rękę i delikatnie ją otarłam. Nigdy nie widziałam płaczącego mężczyzny, a tym bardziej płaczącego z miłości. Opanowałam ból i podniosłam się, aby go przytulić. Wtulił głowę w moje ramię. 
-Kocham cię. -Powtórzył gładząc moje plecy.
-Ja wiem... -Wyszeptałam mu do ucha i rozluźniłam delikatnie ramiona. Nie potrafiłam powiedzieć, że kocham. Zbyt wielu mnie skrzywdziło, abym teraz mogła zaufać. Potrzebuję czasu.
Uniosłam głowę, on wpatrywał się prosto w moje oczy. Jedną ręką odgarnął włosy z mojej twarzy, a drugą wciąż gładził moje plecy. 
-Zostaniesz ze mną w nocy? -Zapytałam niepewna czy oby na pewno chce będzie tego chciał.
-
Nie wyjdę stąd bez Ciebie.- Pogładził mnie po policzku i powoli pomógł mi się położyć.Wplotłam palce w jego dłoń i uśmiechnęłam się delikatnie. Siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w siebie. Nim się zorientowałam był już wieczór. Niall ziewnął przeciągle. Wypuściłam jego rękę i przesunęłam się na brzeg łóżka. Skinęłam głową dając znak, żeby położył się obok. Migiem wsunął się do łóżka i objął mnie delikatnie. Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Momentalnie zasnęłam. Obudziłam się kiedy on jeszcze spał. Akurat wtedy przyszła pielęgniarka z lekami i śniadaniem. Postawiła wszystko na stoliku obok łóżka. Kiedy ujrzałam ilość tabletek odechciało mi się wszystkiego. Wzięłam je do ręki i przyjrzałam się dokładnie. Na dwóch z nich widniała nazwa leku przeciwbólowego. Włożyłam je do ust i przełknęłam zapijając herbatą. Pozostałe zawinęłam w chusteczkę, upewniłam się, że Niall śpi i cisnęłam nią do kosza. Szpitalne śniadanie to nic specjalnego: talerz zupy mlecznej, dwie kanapki z serem i kubek herbaty. Pchnęłam Niall'a łokciem w żebra. 

-Zjesz coś?- Wskazałam na jedzenie. 
-To twoje. 
-Nie zjem tego. Nie jestem głodna. Wypiję tylko herbatę. -Dobrze wiedziałam, że jest głodny. Od wczorajszego ranka nic nie jadł. Wyciągnęłam rękę po kanapkę i podałam ją wprost do jego ust. Ugryzł i podsunął ją mi. Byłam pewna, że nie odpuści, więc wzięłam jeden malutki kęs i odepchnęłam jego rękę. Spojrzał na mnie jak matka na wybredne dziecko, ale nie prosił już, żebym jadła. Podał mi tylko herbatę. Nie była zbyt gorąca, ale mimo to piłam powoli. Kiedy oboje skończyliśmy nasz skromny posiłek do pokoju weszła pielęgniarka. 
-Dzień Dobry. Może się już Pani ubrać i zejść do ordynatora po wypis. -Powiedziała krótko i wyszła. 
-Pomogę Ci. -Niall zeskoczył z łóżka i wyciągnął ubrania z mojej torby. Ostrożnie rozebrał ze mnie szpitalną koszulę. Automatycznie zakryłam moje nagie piersi ramionami. 
-Spokojnie,przcież cię nie skrzywdzę. - Odsunęłam ramiona i pozwoliłam mu zapiąć stanik. Narzucił na mnie zwiewną sukienkę, a na moje nogi wsunął trampki. Złapał mnie w talii, a na ramie zarzucił sobie moją torbę. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Korytarz wyglądał identycznie jak wcześniej. Zero żywej duszy. Przeszedł mnie dreszcz. Przemierzaliśmy go powoli, bo po "wypadku" kulałam lekko na lewą nogę. Po dłuższej chwili znaleźliśmy się na klatce schodowej. Z pomocą blondyna zeszłam piętro niżej. Stanęliśmy przed drzwiami ordynatora. Niall zapukał i nacisnął klamkę. Naszym oczom ukazał się starszy pan w okularach siedzący za potężnym biurkiem. Nie zdążyliśmy do porządku wejść, a on wyciągnął rękę z świstkiem papieru w naszą stronę. 
-Tu macie wypis, możecie iść. -Zabrałam kartkę, a ten machnął na nas ręką. Odwróciliśmy się i wyszliśmy. Niall przyciągnął mnie bliżej i pocałował w czoło. 
-Jest dobrze. -Pchnął drzwi szpitala. Powiew świeżego powietrza dmuchnął mi prosto w twarz. Wyszliśmy na zewnątrz. To co zobaczyłam-zamur​owało mnie. 
-Chyba nie jest dobrze. -Wskazałam na nasze auto. Na czerwonym lakierze widniał czarny napis "WE WILL FIND YOU". 
-Musimy się pośpieszyć. -Złapał mnie na ręce i zniósł po schodach. 
-Pójdę sama. -Musiałam dać coś z siebie, chciałam mu chociaż trochę ulżyć. Opierając się o jego silne ramiona próbowałam stawiać kroki jak najszybciej. Szliśmy chodnikiem przy głównej ulicy miasta. Dookoła ludzie toczyli normalne i szczęśliwe życie, tylko my byliśmy jakby wyrwani z kontekstu. Mimo, iż przeszłam zaledwie kilkaset metrów czułam się coraz gorzej. Oddalaliśmy się od centrum. Tłum gdzieś zniknął, zrobiło się luźniej. Miałam cichą nadzieję, że mój organizm da radę jeszcze przynajmniej kilka metrów. Nadzieje były złudne. Poczułam skurcze oskrzeli. Zaczęłam się krztusić powietrzem. Skurczyłam się z bólu jaki dopadł mnie w klatce piersiowej. 
-Tylko nie teraz. -Przestraszony uniósł mnie w ramionach. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Głowę wtuliłam w jego tors. Słyszałam przyśpieszone bicie jego serca. Bał się. Nie spuszczał ze mnie wzroku, jednocześnie ciągle idąc przed siebie. Widziałam w jego oczach przerażenie. 
-Nie bój się.-Wyszeptałam​ próbując opanować ból. Przymknęłam zmęczone powieki. 
-Nie zasypiaj! -Krzyknął jeszcze bardziej przerażony. 
Natychmiast podniosłam powieki i wlepiłam wzrok w jego zaszklone łzami oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam siły. Próbowałam uspokoić oddech. Nie było to proste, kiedy organizm odmawiał posłuszeństwa
Nie tylko ja byłam wykończona. Noszenie mnie nie było przyjemnością. Nie byłam ciężka, ale lekka jak piórko też nie. Niall posadził mnie na ławce stojącej przy chodniku. Oczywiście zaraz usiadł obok i objął mnie ramieniem. Chwilę po tym jak usiedliśmy zdołałam opanować ból. 

-Możemy iść. -Poinformowałam Niall'a nie chcąc tracić czasu. 
-Nie musimy. -Skinął głową w stronę starego kabrioletu,  który zatrzymał się przy chodniku, a jego właściciel wybiegł do sklepu nie gasząc silnika. 
Nie wiedziałam co dokładnie miał na myśli, ale nie dopytywałam. Kiedy mężczyzna zniknął w drzwiach sklepu Blondyn zerwał się z ławki i porwał mnie na ręce. Szybkim krokiem podszedł do auta i usadził mnie na siedzeniu pasażera. Torbę rzucił do tyłu, a on sam przebiegł na drugą stronę auta i usiadł za kierownicą. Ostatni raz obejrzał się w stronę sklepu i ruszył na pełnym gazie.
Cała ta sytuacja była dla mnie szokiem. Wiedziałam, że musimy uciekać, ale nie wiedziałam, że będziemy kraść auta. Zdezorientowana rozglądałam się dookoła. Zobaczyłam mężczyznę wybiegającego z sklepu, coś krzyczał, ale byliśmy zbyt daleko żeby to usłyszeć.Wpatrywałam się w blondyna otępiałym wzrokiem. Od dawien dawna chciałam przeżyć coś podobnego. Rozejrzałam się jeszcze raz. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Uniosłam głowę do nieba i zaczęłam się śmiać. Nie wierzyłam w to co robimy. Po prostu się śmiałam. 

Usłyszałam parsknięcie Niall'a.
-Co ty robisz?-Pytał śmiejąc się. 
-Śmieje się. -Chyba głupszej odpowiedzi udzielić nie mogłam. 
-To widzę, ale z czego? 
-Z ograniczeń.-Pier​wszy raz w życiu czułam się tak cholernie wolna. Przed nami nie było żadnych bram. Mogliśmy zrobić wszystko na co mieliśmy ochotę. Teraz już nic by mnie nie zdziwiło. Byłam gotowa na totalne szaleństwo. Zmierzwiłam jego błyszczące włosy. On zdjął jedną rękę z kierownicy i podał mi ją. Wplotłam palce pomiędzy jego, a ramię oparłam o podłokietnik. Ciepły wiatr muskał nasze twarze, na których malowały się szczere uśmiechy. -Gdzie my tak właściwie jedziemy? -Ufałam mu, może dlatego dopiero teraz o to zapytałam. 
-Przed siebie... 

poniedziałek, 27 maja 2013

#4 Boję się.

♫♫♫

Poczułam jak pościel powoli zsuwa się z moich nóg, a zimny powiew wiatru podwiewa mi koszulkę. Przeszedł mnie dreszcz. Uchyliłam powieki i zobaczyłam Nialla stojącego na przeciw mnie z założonymi rękami. 
-Oddaj pościel. Daj mi spać.- Wyjęczałam zaspana. 
-Nie żartuj sobie. Od pół godziny próbuję cię obudzić. Już dawno powinniśmy być w drodze. - Mówił prawie jak moja matka. Chciałam go olać, ale przypomniałam sobie, że nie mamy czasu na wygłupy. Stanęłam na podłodze i poczłapałam do łazienki. 
-Chyba nie będziesz teraz brać prysznica. Szybko się ogarnij, bez żadnego makijażu i układania włosów, wskakuj w ciuchy i jedziemy. Nie miałam się po co opierać. Umyłam zęby, przepłukałam twarz i podeszłam do walizki. 
-Nie wiem co ubrać.- Powiedziałam przekopując ubrania rękami. 
Chłopak odepchnął mnie i zajrzał do walizki. Nie zdążyłam się obejrzeć, a on podał mi zwiewną fioletową sukienkę z sporym dekoltem i czarne szpilki.
-Mam tak wyjść? Pada deszcz.-Podeszła​m do okna i odsłoniłam firankę. Niall spojrzał przez okno. Jego twarz pobledła.-Ubieraj cokolwiek. Musimy jechać. -powiedział wrzucając swoje rzeczy do walizki.
-Ale co...
-Szybko! -Nie dał mi nawet dokończyć zdania. Rzucił w moim kierunku ubraniami.Otworzył okno i wyrzucił nasze bagaże na podest schodów przeciwpożarowych ​. Chwilę później sam znalazł się za oknem.
-Chodź. -Wyciągnął rękę w moim kierunku. Z jego pomocą pokonałam okno. Rozejrzał się po parkingu. 
-Co...-Zatkał mi usta. 
-Teraz biegniemy do auta. Nie zwracaj na nic uwagi. Biegnij. -Złapał bagaże i ruszył przede mną.Szpilki w połączeniu z stromymi schodami nie były zbyt komfortowe. Zostałam w tyle. Kiedy stanęłam na ziemi chciałam dogonić Nialla, który wkładał już nasze rzeczy do auta. Ruszyłam z pełną parą. Niestety jak to bywa mając moje szczęście nastąpiłam na większy kamień, kostka mi się wykręciła i runęłam jak kłoda. Zdarłam sobie obydwa kolana i lewy łokieć. Pisnęłam z bólu.Blondyn natychmiast ruszył w moją stronę. Poderwał mnie z ziemi i ułożył z tyłu samochodu. 
-Leż spokojnie. Zaraz to opatrzę. -W tym momencie drzwi motelu otwarły się. Na widok dwóch umięśnionych oprychów blondyn natychmiast wskoczył za kierownicę i odjechał z piskiem opon.-Leż i nie dźwigaj głowy.-Wjechał z impetem na autostradę. Nasi 'koledzy' jechali za nami. Rzucało mną po całym samochodzie kiedy chłopak wymijał kolejne auta z nadzieją, że w końcu ich zgubimy. Niestety wciąż byli widoczni na horyzoncie  Od tego slalomu zaczynało mi być niedobrze. Uniosłam się delikatnie spoglądając na drogę przed nami. Dojeżdżaliśmy do skrzyżowania. Nastąpiła zmiana świateł.
-Czerwone! -Krzyknęłam przerażona widząc nadjeżdżają z prawej strony ciężarówkę. 
Przy takiej prędkości hamowanie nie wchodziło w grę. Śmignęliśmy tuż przed ogromnym autem.Nasz ogon niestety nie miał tyle szczęścia. Klakson ciężarówki, pis opon i huk. Wyprostowałam się i spojrzałam w tył. Zmasakrowane auto roztrzaskane na masce olbrzyma. Nie mieli szans przeżycia. Niall spojrzał w lusterko i odetchnął z ulgą.Ostrożnie przeniosłam się na przednie siedzenie. 
-Gdzie apteczka? -Przypomniałam sobie o moich krwawiących kolanach.-W schowku. -Odparł wciskając przycisk otwierający.Z trudem wygrzebałam apteczkę. Otwarłam ją i wyciągnęłam bandaż. 
-Nie ma wody utlenionej. -Rozejrzał się po samochodzie i podał mi butelkę wody mineralnej. 
Zabrałam ją i zaczęłam delikatnie polewać kolana. 
-To nie wygląda najlepiej. Obmyj to dokładnie. Nie martw się o siedzenia. Teraz i tak musimy zmienić samochód. -Zrobiłam tak jak powiedział. Oblałam rany solidnie wodą. Osuszyłam je gazą i owinęłam kolana bandażem. Wyglądałam jak jakaś kaleka. Brak makijażu, ubrudzona sukienka, rozczochrane włosy i bandaż na kolanach. Westchnęłam poprawiając sukienkę. 
-Coś nie tak? -Spojrzał na mnie zasmucony. 
Nic nie było tak, ale nie chciałam go smucić.
-Wszystko w porządku.- Spróbowałam unieść delikatnie kąciki ust. 
-Mnie nie okłamiesz. O co chodzi? -Zrobił minę przypominającą zbitego szczeniaka. 
-Boje się. 

-Nie ma czego. Już nas nie dogonią. -Poklepał mnie po ramieniu.
-Nie boję się ich. Boję się o nas. -wyszeptałam pod nosem. 
-Co takiego? -Spojrzał na mnie niepewnie. 
-Nie ma się czego bać. -Odpowiedziałam z udawanym entuzjazmem.Jasne...nie ma się czego bać. Gangsterzy mi nie groźni. Jedyne czego się obecnie boję to samotności. Niall to ostatnia osoba jaka mi została. Ojciec nie żyje, Patty to jakaś kryminalistka, a z mamą nie rozmawiałam od ponad roku. Jeśli Niall mnie opuści nie będę miała się nawet gdzie podziać. Już lepszym rozwiązaniem byłaby dla mnie śmierć. Wolałabym dostać kulkę w łeb niż być samotną. Nie umiałabym się pogodzić z tym, że mnie zostawił.
Łzy zakręciły mi się w oczach. Kilka spłynęło powoli po policzkach. Mało co nie rozbiłam głowy kiedy Niall gwałtownie się zatrzymał. 
-Co ty robisz?! Jesteśmy na środku autostrady! -Krzyknęłam po bulwersowana. 
-Mów co się dzieje. Nie będę patrzeć jak płaczesz. -Uniósł się.
-Nie masz na mnie patrzeć, tylko na drogę. Jedź! -Krzyknęłam jeszcze głośniej. 
-Nie rozumiem dlaczego mi to robisz. -Powiedział już spokojnie i ponownie wbił się w ruch. 
Westchnęłam, przymknęłam powieki, zacisnęłam wargi i przekłam ślinę. Nie znałam wytłumaczenia mojego zachowania.
Byłam zła na samą siebie. Sprawiałam mu ból. Nie chciałam tego. Emocje targały mną od środka. Zacisnęłam pięści. Uniosłam prawą rękę i uderzyłam nią w udo. Zaklęłam głośno. Oparłam się o drzwi samochodu i zaczęłam szlochać. Zachowywałam się jak małe dziecko.Sama nie wiedziałam czego chce.Oddychałam ciężko, cała drżałam, przed oczyma miałam czarne plamy.Nie rozumiałam niczego.To wszystko mnie przerosło. Miałam ochotę krzyczeć. Krzyczeć jak bardzo bezradna jestem. Jak bardzo mam ochotę umrzeć. Wszystkim byłoby beze mnie łatwiej. Nikogo więcej bym nie zawiodła. Uniosłam wzrok, za szybą widziałam tylko pobocze Gdyby tak... przez głowę przebiegła mi dzika myśl śmierci. Odpięłam pas. Spojrzałam na Nialla. Naparłam na drzwi. Uchwyciłam klamkę w dłoń.-Kocham cię. -wyszeptałam i popchnęłam drzwi.  Poczułam niesamowity ból w momencie kiedy moja głowa zetknęła się z asfaltem. Potoczyłam się po trawie obijając się dokładnie. Uchyliłam usta w grymasie rozpaczy. Światło zamigotało mi przed oczami. Zacisnęłam powieki. -Kayla!- Jego głos przeszył mnie na wylot. 

Spróbowałam podnieść głowę, ale jedynym skutkiem tej próby był krwotok nosa. Poczęłam się krztusić krwią. Niall poderwał mnie do góry poklepując po plecach.
U
tuliłam go. Zalałam jego błękitną koszulę krwią. Usłyszałam sygnał karetki pogotowia. Wylądowałam na noszach. Drzwi karetki zatrzasnęły się. Czułam jak jestem podłączana do sprzętów i opatrywana. Uchyliłam powieki-nie zobaczyłam Niall'a.  

-Gdzie on jest? -Wyszeptałam zachrypniętym głosem.
 
-Proszę leżeć. -Odparł sztywno ratownik.

wtorek, 7 maja 2013

#3 Prawda.


♫♫♫


-Nie rozumiem. -Oparłam głowę o szybę i zaczęłam płakać. Tak po prostu.
-Nie. Błagam nie rób mi tego. -Wyjęczał błagalnie.
-A co mam robić? Chcą mnie zabić, a ja nawet nie wiem dlaczego. -Na moich policzkach powstały dwa słone wodospady.
-Pomyśl chwilę. Kim był twój ojciec? -Nie wiem w czym to miało pomóc.
-Prawnikiem. -Powiedziałam złamanym głosem.
-Ty na prawdę nic nie wiesz...myślałem, że tylko grasz. -W tym momencie totalnie oszalałam.
-Czego nie wiem? -Wybełkotałam wycierając łzy w bluzkę.
-Nie teraz. Postaram się to wytłumaczyć, ale nie teraz. Ochłoń trochę.
Byłam w kropce. Nie wiedziałam co robić. Pytać dalej, płakać czy od razu rzucić się z mostu? Siedziałam i wpatrywałam się w drogę przed nami. Nie wiedziałam co mnie czeka. Może się uda, a może nie. Może przeżyję, a może za 5 minut będę już trupem. W mojej głowie panowała pustka. Byłam jak próżnia.
Odwróciłam się plecami do niego. Podparłam głowę na ramieniu i przymknęłam oczy. Odpłynęłam w błogi sen.
-Słońce jesteśmy na miejscu.- Obudził mnie jego słodki głos.
-Gdzie? -Przetarłam zaspane oczy i ziewnęłam.
-Pewnie cię to nie zachwyci, ale tą noc spędzimy w pospolitym motelu przy autostradzie. -Wysiadł z auta. Podążyłam w jego ślady. Trzeba było przyznać, że budynek nie zachwycał. Stary, zaniedbany motel. Nic szczególnie nie rzucało się w oczy.
-Lepsze to od spania w aucie. -Zakpiłam.
-To tylko jedna noc. -Zabrał walizki i ruszył przodem. Człapiąc nogami poszłam za nim. Otwarł drzwi, a moim oczom ukazała się zaśmierdła dymem papierosowym recepcja, za którą stała gruba kobieta w podeszłym wieku. Chłopak postawił walizki i podszedł do lady.
-Poproszę pokój dwuosobowy.
-Drugie piętro po prawej. -Powiedziała opryskliwie podając klucz.
Niall wręczył mi klucz i pozwolił iść przodem. Sam zabrał walizki i poszedł zaraz za mną. Z trudem wdrapałam się na drugie piętro. Odnalazłam pokój numer 13, włożyłam klucz do zamka i przekręciłam. Pchnęłam delikatnie drzwi. Ani drgnęły, pchnęłam więc mocniej. Nic z tego. Tu potrzebna była siła. Kopnęłam je tak mocno jak tylko umiałam. Uchyliły się powoli. Wpełzłam do środka i przemierzyłam cały pokój wzrokiem. Dwuosobowe łóżko, fotel, szafa, stolik i lustro. Nie wyglądało to zachęcająco. Blondyn rzucił walizki na ziemię. Spojrzałam na niego wykrzywiając usta w grymas.
-Nie martw się. Prześpię się na fotelu. -Poklepał mnie po ramieniu.
-Nie mogłeś wziąć sobie osobnego pokoju?
-Muszę się tobą opiekować. Będę przy tobie tak długo jak będę mógł.
-Ale po co to wszystko?- Musiałam się w końcu dowiedzieć o co w tym chodzi.
-Usiądź. -Wskazał fotel.
Zrobiłam to o co poprosił. Usiadł na jednym z podłokietników.
-Sądzisz, że twój ojciec był prawnikiem? -Zaczął.
-No tak...-Odparłam pełna niepewności.
-To pozwól, że powiem Ci teraz całą prawdę o tym kim był twój ojciec i co Ci grozi.
Skinęłam głową.
-Nie był prawnikiem, pracował dla FBI. Zajmował się sprawą największej grupy narkotykowej. Został zamordowany, bo dał radę ich rozgryźć. Dzień przed śmiercią dał Ci naszyjnik, który masz na sobie. W środku jest karta, a na niej wszystko na temat gangu. Niedawno dowiedzieli się, że istniejesz. Przyjaciel twojego ojca dostał informacje, że szukają cię nie tylko oni, ale też policja. Policje mamy z głowy. Gang nie odpuści. Teraz za wszelką cenę muszę cię chronić. -Powiedział pełen powagi.
-Nie mogę po prostu oddać tego naszyjnika?
-To nie takie proste. Nie wiedzą ile wiesz na ich temat. Ich cel to pozbycie się jakichkolwiek osób, które mogą ich wkopać. -Powoli zaczynałam rozumieć.
-Czyli ty jesteś tu z przymusu? Tylko po to, aby mnie chronić? -Dopytywałam.
-Miał cię chronić typowy agent służb specjalnych, ale za bardzo rzucałby się w oczy. Zostałem wyszkolony i jestem.
Początkowo miał to być rodzaj pracy, ale moje serce mówi coś innego. Nie mógłbym podchodzić do ciebie jak do przedmiotu, który ma być przeze mnie po prostu chroniony. Jestem za Ciebie odpowiedzialny, jak matka za swoje dziecko. Dla ciebie dałbym się zabić. Wolałbym zginąć niż żyć z świadomością, że pozwoliłem zabić osobę, dla której żyję.  -Wraz z tymi słowami łzy napłynęły mi do oczu. Gdy to mówił słyszałam jak głos mu się łamie i widziałam jak drżą jego ręce. Czułam jak kolejne łzy spływają mi po policzkach.
-Nie płacz. Nie chciałem tego...- Wstał zasmucony.
Spojrzałam w jego kierunku. Napotkałam jego wzrok, a jego szkliste błękitne oczy wpatrywały się we mnie jak w skarb. Nie mogłam dłużej ukrywać swoich uczuć. Rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam głowę w jego ramiona. Objął mnie delikatnie,  jedną ręką gładził mnie po plecach, żebym się uspokoiła.
-Nie myśl sobie, że jestem jakąś wariatką, ale oprócz Ciebie nie mam już nikogo. Jesteś jak anioł podarowany przez niebo. -Wydusiłam z siebie po chwili. Uniosłam głowę, a on nachylił się delikatnie. Nasze usta się spotkały. Zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Odczuwałam coraz szybsze bicie mojego serca, a jego ręce delikatnie drżały.
Rozpływałam się w jego objęciach. Czułam się jakbym latała. Niestety nic nie trwa wiecznie...
Wciąż trzymając mnie w ramionach spojrzał na zegarek.
-Pora spać słońce, jutro z samego rana jedziemy dalej. -Uśmiechnął się i wypuścił mnie z objęć.
Otwarłam walizkę i  przejrzałam ubrania.
-Nie mam piżamy, ani niczego innego co by się nadawało do spania.- Powiedziałam siadając na brzegu łóżka w samej bieliźnie.
-Masz. -Zaśmiał się i rzucił w moim kierunku jedną ze swoich koszulek.
Nałożyłam ją na siebie i usiadłam po turecku. Niall rozebrał się do bokserek i zbliżył się do mnie, uśmiechnęłam się z nadzieją, że położy się obok. Mina mi zrzedła kiedy zabrał koc, które leżał obok mnie i rozłożył go na fotelu.
-Jeśli tak wolisz...- Położyłam się plecami do chłopaka. Próbowałam zasnąć. Niestety nie udawało mi się to. Bezsensownie wpatrywałam się w ścianę. Nawet auta za oknem przestały już hałasować.  Usiadłam na łóżku i spojrzałam na zegar- ''2:36''. Spojrzałam na niego. Jego koc leżał na ziemi, a on sam drżał się z zimna.
Zeskoczyłam na podłogę i podeszłam do niego. Położyłam jedną rękę na jego nagiej klatce piersiowej. Drugą pogładziłam jego twarz. Uchylił powieki i uśmiechnął się delikatnie.
-Coś się stało? -Zapytał zaspanym głosem.
-Nie umiem zasnąć. Położysz się ze mną? -Przygryzłam delikatnie wargę. |
Westchnął i podniósł się z fotela. Objął mnie ramieniem, podszedł do łóżka pociągając mnie za sobą. Uniósł mnie i delikatnie ułożył na łóżku. Nie zdążyłam mrugnąć, a on był już obok mnie oraz objął mnie ramieniem. Spojrzałam w jego błękitne oczy i wtuliłam się w jego tors. Zasypiając wsłuchiwałam się w bicie jego serca. 

niedziela, 5 maja 2013

#2 Anioł.

♫♫♫                                                                                       


Do moich oczu przedostało się ostre światło. Ostrożnie uchyliłam powieki próbując się podnieść. Nie dałam rady. W mojej głowie wciąż szumiał alkohol. Leżałam bezwładnie na kanapie. Rozejrzałam się dookoła. Gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? Co robiłam poprzedniej nocy? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Usłyszałam kroki. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodziły kroki. Poczułam okropny ból i zawrót głowy. Sycząc z bólu wróciłam do poprzedniej pozycji. W drzwiach stanął Niall. Podszedł i usiadł na brzegu kanapy.
-Idziemy się spić? -uśmiechnął się sarkastycznie.
-Co? Co ty tu robisz? Gdzieś ty mnie zabrał?-Pytałam z pretensjami.
-Co? Spiłaś się wczoraj jak świnia. Ja tu mieszkam, a zabrałem cię tu bo odpłynęłaś mi na rękach. -Jego twarz przybrała wyra jakby chciał powiedzieć "A nie mówiłem".
-Idę do domu.- Ponownie spróbowałam się podnieść bez skutku.
-Już nie rób z siebie feministki. Przyniosę Ci herbaty.
Nie zdążyłam zareagować. Zniknął z mojego pola widzenia. Wrócił z sporym kubkiem herbaty. Odstawił go na stolik, po czym usiadł na kanapie i pomógł mi usiąść. Objął mnie ramieniem i podał herbatę.
-Gorąca!-Parsknęłam odsuwając kubek ręką.
-Jak dziecko.-Westchnął z śmiechem.
-Nie nabijaj się ze mnie. Lepiej mnie zawieź do domu. -Powiedziałam udając już poważną.
-Jeśli tego chcesz. Chodźmy. - Wstał i wyciągnął rękę w moim kierunku.
Uchwyciłam ją delikatnie, a on przyciągnął mnie do siebie. Byliśmy tak blisko...zbyt blisko. Zrobiłam krok w tył wypuszczając jego dłoń.
-Chodźmy.- Powtórzył z lekką irytacją w głosie.
Złapałam buty w dłoń i podążyłam za nim do samochodu stojącego przed domem. Stanęłam przy drzwiach pasażera czekając na otwarcie. Nie doczekałam się. Niall zasiadł przed kierownicą. Pociągnęłam za klamkę, usiadłam naburmuszona i zatrzasnęłam drzwi. Spojrzał na mnie z byka. Odwróciłam wzrok. Podczas jazdy nie zwracałam na niego uwagi. Nie odzywałam się. Wpatrywałam się w okolicę. Gwałtownie zahamował.
-Wysiadaj.- Powiedział rozdrażniony.
-To pa. - Powiedziałam stojąc już na chodniku.
Nie odpowiedział. Zamknęłam drzwi. Odjechał z piskiem opon, a ja zostałam. Stojąc boso na chodniku, z butami w ręce, rozczochrana, skacowana, zapłakana. Samotna. Odwróciłam się na pięcie i poczłapałam do domu. Ukradkiem spojrzałam na zrujnowany salon. Nie miałam na to siły. Opanowując łzy weszłam po schodach i udałam się wprost pod prysznic. Wszystko co miałam na sobie wylądowało w praniu. Ustawiłam zimny strumień wody. To było to, zimny prysznic i od razu jest trochę lepiej. Jak nowo narodzona. Zawinęłam się w ręcznik i prześlizgnęłam się do mojego pokoju. Wskoczyłam w obcisłe jeansy i luźny t-shirt. Padłam na łóżko. Nakryłam się kocem. Przed oczami miałam obraz odjeżdżającego Niall'a. Nie wiem co w nim jest. Nie umiem przestać o nim myśleć. Kilka gorących łez spłynęło po moim policzku. Otarłam je, podniosłam się z łóżka. Musiałam coś z sobą zrobić. Nie mogę spędzić reszty tego dnia na płaczu.
Nadchodziła pora obiadu. Zbiegłam do kuchni. Otwarłam lodówkę w poszukiwaniu jedzenia. Znalazłam jedynie sos do spaghetti. Przyszykowałam wszystkie składniki. Zaczęłam gotować. Niestety nie byłam w tym dobra przez co mogło to trwać nieskończenie długo. Ostatecznie zamówiłam pizze. Dostawca wyjątkowo się uwinął, bo otrzymałam ją za niecałe 30 minut po zamówieniu. Miałam właśnie zacząć jeść kiedy usłyszałam pukanie do drzwi prowadzących na ogród. Poszłam otworzyć. Mało co nie zemdlałam na widok Niall'a. Czego on ode mnie chce? Może jakieś przeprosiny? Szczerze wątpię, ale mogę go wysłuchać.
-Co ty tu robisz? - To było pierwsze pytanie jakie nasunęło mi się na myśl.
-Ratuję Ci skórę. - Złapał mnie w talii i wciągnął do środka zamykając nogą drzwi.
-Co? Żartujesz sobie? Nic mi nie grozi. -Wręcz parsknęłam śmiechem. Najpierw traktuje mnie w taki sposób, a teraz chce mnie ratować? To wszystko wydawało się być głupim żartem.
Skinął głową w stronę okna. Spojrzałam w tym kierunku. Po równoległej stronie ulicy stał czarny bus z zaciemnionymi szybami.
-Co to ma do rzeczy? - Spojrzałam w jego kierunku jak na totalnego idiotę. Chyba czegoś nie rozumiem.
-To...- Rozległ się dźwięk syren policyjnych. W momencie pod moim domem pojawiło się kilka radiowozów.
Byłam totalnie zdezorientowana. Nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam zawrót głowy. Ucisk na przedramieniu. Cały świat zawirował.
-No chodź! -Krzyczał błagalnie.
Dopiero jego krzyk sprawił, że otrzeźwiałam. Pociągnął mnie za sobą. Wybiegliśmy jak najszybciej. Przerzucił mnie sprawnie przez płot sąsiadów, a zaraz potem sam go pokonał.  Podniósł się z ziemi i ponownie łapiąc mnie za rękę skierował się w stronę ulicy. Rozejrzał się ostrożnie dookoła. Wszystkie służby były skupione na otoczeniu mojego i Patty domu. Nikt już nie zwracał na nas uwagi. Biegliśmy śmiało  wzdłuż ulicy. Za skrzyżowaniem stał samochód blondyna. Tym razem nie czekałam na otwarcie drzwi. Natychmiast zajęłam siedzenie pasażera. Odpalił silnik i ruszył. Nie jechał do domu, to był przeciwny kierunek. W tym momencie zauważyłam walizki na tylnym siedzeniu.
-Gdzie my jedziemy? Co to za walizki? -Przestraszyłam się i to niezmiernie. Zahamował gwałtownie zjeżdżając na pobocze.
-Powiem Ci to raz. Nie pytaj o szczegóły. Dowiesz się w swoim czasie. Rozumiesz? -Chcąc czy nie chcąc kiwnęłam głową na tak.
Chłopak wziął głęboki oddech. Spojrzał mi głęboko w oczy, chwycił delikatnie za rękę.
-A więc Andy nie jest osobą, za którą się podaje, Patty jest wkręcona w gang narkotykowy, pomagała mu w odzyskiwaniu pieniędzy. Ciebie również podejrzewają o handel i co gorsza o zabójstwo, którego dopuścili się tamci. Musisz wyjechać z miasta. Na razie wystarczy inne miasto. Jeśli dobrze pójdzie będziesz wolna, w innym wypadku wyprowadzimy się z kraju. Jeśli masz przy sobie telefon to otwórz okno i zaraz go wyrzuć. Ubrania masz w jednej z walizek. Od tej pory nie opuszczasz mnie na krok. Nigdy nie wiadomo czy ktoś z gangu nie będzie cię szukał. Widziałaś wszystko co tam się działo. W każdej chwili możesz oberwać kulką. To tyle. - Otwarłam usta z zdziwienia. Strach, zdziwienie i rozpacz kołatały moim sercem. To wszystko było dla mnie zbyt dużym zaskoczeniem. Moja przyjaciółka pracuje dla gangu narkotykowego i przyczyniła się do zabójstwa człowieka?  Ja handlarzem narkotykowym i zabójcą? Miliony myśli rozbijały się w mojej głowie. Mogę tak po prostu zginąć. I mówi mi to chłopak, którego poznałam zaledwie dzień wcześniej... Kim on do jasnej cholery jest? Skąd on ma takie informacje? W całej tej sytuacji nie było żadnych plusów.
-W takim razie kim ty jesteś? -
Niall uśmiechnął się nieznacznie.
-Powiedzmy, że kimś w rodzaju Anioła Stróża...

sobota, 4 maja 2013

#1 Schody.


♫♫♫




Sobota wieczór. Ja jak zwykle sam na sam z telewizorem. Tak mija weekend za weekend'em. Moja dusza imprezowiczki cierpi odkąd moja przyjaciółka, jeśli wciąż można ją tak nazwać, znalazła sobie chłopaka. Kiedyś były wspólne imprezy, wypady na miasto, plany na przyszłość i marzenia. Teraz łączy nas tylko wspólne mieszkanie. Rozmowy o wszystkim przerodziły się w krótkie dialogi na podstawie "wychodzę, będę późno". No cóż, najwidoczniej ten ćpun i alkoholik jest dla niej lepszym rozwiązaniem. W końcu on ją "kocha". Szkoda, że nie zauważa tego jak się przy nim stacza. Nawet mnie już nie chce słuchać. A podobno byłam dla niej najważniejsza na świecie. Kolejny łzy ściekały mi po policzkach. Wyłączyłam telewizor i powoli zawlekłam się pod schody. Nie miałam na nic siły. Usiadłam na trzecim stopniu i zakryłam dłońmi twarz. W tym momencie usłyszałam śmiechy i otwieranie drzwi. Wstałam i spojrzałam w stronę holu. Przez drzwi wtoczyła się grupa co najmniej 20 osób. Na ich czele była Patty i Andy. Przyjaciółka zmierzyła mnie wzrokiem.
-Nie rób wiochy kicia. Idź na górę ubierz coś obcisłego, uczesz włosy, zmyj ten rozmazany tusz i wbijaj do nas. -powiedziała to tak jakbym była jakimś menelem mieszkającym w kartonie. Nie miałam się nad czym zastanawiać, ona moją przyjaciółką nie jest. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i pobiegłam do mojego pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i opadłam na łóżko. Usłyszałam jeszcze tylko jak Andy mówi do reszty "Nie martwcie się o nią. Nudziary tak mają." Wszyscy parsknęli gromkim śmiechem. Nie minęło kilka sekund, a w całym domu zabrzmiała głośna muzyka, rozmowy i śmiech. Kiedyś byłabym gospodarzem takiej imprezy. Teraz jestem tylko nudziarą, która każdy wieczór spędza w samotności. Podciągnęłam kolana pod brodę i przymknęłam oczy próbując zasnąć. Niestety jest to niemożliwe gdy cały dom drży od basów. Spać nie mogłam, oglądanie TV też nie wchodzi w grę. Nie pozostało mi nic innego jak zejść na dół. Może impreza poprawi mi humor. Zgramoliłam się z łóżka, podeszłam do szafy i przejrzałam wszystkie ubrania. Ostatecznie wybrałam jedną z moich ulubionych sukienek tzn. obcisłą czarną mini odkrywającą plecy. Do tego czerwone czółenka na koturnie i złota biżuteria. Tak ubrana popędziłam do łazienki, aby poprawić make up i włosy. Delikatny smoky i czerwony błyszczyk pięknie prezentowały się przy moich falowanych brązowych włosach, które sięgały, aż do pasa. Przerzuciłam je na lewe ramię. Kilka psiknięć ulubionych perfum i gotowe. Mogłam iść. Teraz już pewna siebie kroczyłam w stronę drzwi. Uchyliłam je powoli. Ku mojemu zaskoczeniu w rogu przy schodach siedział skulony blond włosy chłopak.
Najwidoczniej usłyszał mnie, bo w momencie zerwał się na równe nogi.
-Ja...już idę.-zająknął się chcąc zbiec po schodach.
-Zaczekaj! -nie wiem co we mnie wstąpiło, ale coś kazało mi go zatrzymać.
-Tak?-spojrzał na mnie jakby przestraszony.
-Dlaczego nie bawisz się na dole?- pytałam wciąż niepewna tego co robię.
-Mój kumpel przyjaźni się z Andym, zaproponował żebym wpadł. Miała być impreza, ale te towarzystwo...zioło i prochy to nie moje klimaty. -westchnął spuszczając wzrok.
-Moje tym bardziej. Chciałam się gdzieś wyrwać, ale nie mam tu nawet znajomych...
-Znam kilka fajnych miejscówek. Chętna? -uśmiechnął się zalotnie.
-To na pewno lepsze od stania przy schodach. -zaśmiałam się delikatnie.
-Więc chodźmy.-zrobił krok w tył przepuszczając mnie na schodach.
Powoli zeszłam po schodach. On ruszył za mną trochę pewniej. Przemierzając hol rzuciłam spojrzenie w stronę salonu. Patty z jointem w ręce puściła mi tylko krótkie spojrzenie pełne politowania. Odchyliłam się delikatnie w tył, złapałam chłopaka za rękę i pociągnęłam lekko za sobą. Jego twarz przybrała wyraz zdziwienia, który zamienił się w szczery uśmiech. Wyciągnęłam go na zewnątrz.
-Nie zdążyłam się przedstawić. Kayla jestem. -przycisnęłam go do ściany i pocałowałam namiętnie.
Początkowo poddał się moim ustom, ale nie na długo. Poczułam jak jego silne ramiona odrywają mnie od niego.
-Hej słońce nie rób nic pochopnie. -spojrzał na mnie zmartwiony.
-Ja... przepraszam. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. -opuściłam wzrok na podłogę.
-Spokojnie. Nic się nie stało. -objął mnie w swe ramiona.
-Nie chciałam. Zapomnijmy o tym. -wtuliłam głowę w jego tors.
Poczułam jego oddech na szyi.
-Jestem Niall, miło mi Cię poznać. -wyszeptał swym uroczym głosem.
Uniosłam głowę. Spojrzałam w jego błękitne oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Chodźmy.- złapał mnie pod ramię i skierował w stronę samochodu stojącego na poboczu. Zdziwiło mnie to trochę, samochód nie wyglądał na tani, a Niall nie wyglądał na bogatego.
-Żartowałem. Nie stać mnie na takie luksusy. -zaśmiał się.
Puknęłam go pięścią w ramię.
-Głupek!- krzyknęłam.
-Jak mnie nazwałaś? Ja głupkiem? -jedną ręką objął mnie w talii, druga powędrowała na żebra.
-Nie łaskocz! -krzyczałam nie mogąc opanować śmiechu.
Wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam biec w stronę skrzyżowania. Niestety w 17 cm koturnach bieganie nie jest takie łatwe. Ledwie zdążyłam odbiec kilka metrów, a on już mnie miał.
-Połamiesz sobie nogi głuptasie.- przytulił mnie z całych sił.
-Dusisz mnie. -powiedziałam udając poważną.
Rozluźnił ramiona. Najwidoczniej poczuł się zawstydzony, bo na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
Nastała cisza. Szliśmy przed siebie wpatrując się w chodnik. Odczuwałam jego wzrok na sobie. Odchrząknęłam.
-Daleko jeszcze ta miejscówka? -zapytałam próbując przerwać ciszę.
-Jeszcze kawałek.-odwrócił wzrok.
Zbliżyłam się delikatnie. Nasze dłonie otarły się o siebie. Powoli wplotłam palce pomiędzy jego. Spojrzał na mnie i powoli odsunął się puszczając moją dłoń. Nie potrafiłam odpowiednio zareagować. Spuściłam wzrok, otarłam łzę, zagryzłam wargi. Nie zwracałam już na niego uwagi.
-Kayla! To tu!- usłyszałam jego nawoływanie za plecami.
Zatracona w zamyśleniu nie zauważyłam kiedy się zatrzymał. Podbiegłam w jego kierunku.
-Chodźmy się spić. -powiedziałam spoglądając w jego kierunku wyzywającym wzrokiem.
Złapałam go za ramię i pociągnęłam za sobą, Nie obchodziło mnie co powie. Miałam ochotę poczuć ten zawrót w głowie. Jak kiedyś. Nie zaprotestował. Przepchnęliśmy się przez tłum jaki panował w środku. Zajęliśmy chyba ostatnie z wolnych miejsc-wąską kanapę stojącą w rogu lokalu. Niall nie czekał długo kiedy tylko usiadłam poszedł do baru. Wrócił z 4 drinkami i butelką czystej.
-Jeśli chcesz się spić to zróbmy to.- powiedział stawiając wszystko na stoliku.
Bez namysłu złapałam za stojącą z brzegu szklankę. Blondyn podążył w moje ślady. Już nawet nie rozmawialiśmy. Po prostu piliśmy. Drinki zeszły szybko, przyszła pora na litrową butelkę czystej wódki. Odkręcił ją i podał mi. Upiłam kilka pierwszych łyków, po czym oddałam ją mu. Kiedy zniknęła już połowa zawartości butelki wyrwałam ją z rąk blondwłosego i pochłonęłam ją do dna. Nie czułam już nóg, obraz nie był wyraźny. Oparłam głowę o jego ramię.
-Chodźmy.- objął mnie w tali i spróbował wstać.
-Nie! Chcę jeszcze!- krzyknęłam na niego.
-Nie ma mowy!- nie byłam w stanie oprzeć się jego silnym ramionom.
Chcąc czy nie chcąc zostałam wyprowadzona na zewnątrz. Posadził mnie na schodach. Usiłowałam się podnieść.
-Czekaj, jest zimno.-otulił me bezwładne ciało swoją kurtką.
Poczułam jak unosi mnie na ręce...zasnęłam.